Turysta

Turysta – nie przepadam za tym słowem, choć sam niejednokrotnie staję się turystą. Uważam, że brzmi banalnie. Rzadko kto powie: „uwielbiam zwiedzać”. Za to większość „uwielbia podróżować”. Co, o ironio, jest wyrażeniem mało mówiącym o człowieku, bo niemal każdy lubi „podróżować”. Mimo to ludzie często z dumą podkreślają swoje podróże, traktując je jako osiągnięcie. Może dlatego, że wielu z nas chciałoby podróżować, być podróżnikami, ale w większości przypadków udaje się nam zostać tylko turystami i trochę pozwiedzać. A może to pewna pułapka językowa, bo zarówno turysta, jak i podróżnik podróżują. Ten pierwszy robi to, by wypocząć i zobaczyć konkretne atrakcje, podczas gdy drugi podróżuje, by doświadczyć nowych kultur, miejsc i ludzi. Dla podróżnika sama podróż jest formą poszukiwania i eksploracji.

Uważam, że istnieje ogromna różnica między podróżowaniem z konieczności lub obowiązku a turystyką – czyli podróżowaniem dla samej zmiany otoczenia. Turystyka to rodzaj podróży, której celem są „ciekawe” doświadczenia, lecz często te cele nie zostają spełnione. Podróżujemy, by doświadczyć zmiany, ale jednocześnie wpływamy na miejsca, które odwiedzamy, często je zmieniając w sposób niepożądany. To trochę jak zasada nieoznaczoności Heisenberga – akt obserwacji wpływa na stan systemu kwantowego. Podobnie zwiedzający wpływa na miejsce, które odwiedza. Pomijam oczywiste rzeczy, jak sklepy z pamiątkami i infrastruktura turystyczna, ale uważam, że istnieje coś bardziej subtelnego: kwantowe splątanie i korelacja – zmiana charakteru miejsca, które przestaje być tym, czym było pierwotnie.

Co ciekawe, istnieje grupa przeciwników podróży, do której należą znani myśliciele, jak G.K. Chesterton, Ralph Waldo Emerson czy Fernando Pessoa. Chesterton twierdził, że „podróże zawężają umysł”, Emerson określał je mianem „raju głupców”, a Pessoa, najbardziej krytyczny wobec podróży, w „Księdze niepokoju” wyrażał wręcz odrazę do idei przemieszczania się. Według niego, podróże są dla tych, którzy nie potrafią odczuwać, i świadczą o ubóstwie wyobraźni.

Być może to prawda, że choć ludzie uwielbiają opowiadać o swoich podróżach, niewielu chce takich historii słuchać. Opowieści te stają się nudne i monotonne, przypominają relacje o snach lub pisarstwo akademickie – bardziej zaspokajają potrzeby opowiadającego niż słuchacza.

Obawiam się, że podróżując jak turysta, „podróżnicy” wracają tacy sami, jak przed podróżą. Nie jest to tak transformujące doświadczenie, jak wielu sobie wyobraża. Turystyka wydaje się bardziej formą ucieczki od rzeczywistości niż sposobem na jej lepsze zrozumienie.

Turysta nie potrafi naprawdę doświadczać miejsc, które odwiedza, ponieważ zamiast kierować się własnymi odczuciami, polega na społecznych oczekiwaniach i konwencjach. Podczas jednej z moich podróży służbowych miałem okazję zobaczyć kilka miejsc w Stanach Zjednoczonych. Nie miałem wiele czasu, więc zwiedzanie przybrało formę roadtripu, w trakcie którego większość czasu spędziliśmy w samochodzie, wyskakując tylko na chwilę, by zrobić kilka zdjęć. Stojąc na krawędzi Wielkiego Kanionu, doświadczyłem tego, co opisuje Walker Percy w swoim eseju „The Loss of the Creature”. Percy pisze o turystach odwiedzających Wielki Kanion, którzy zamiast cieszyć się widokiem, porównują go do widzianych wcześniej pocztówek i czują rozczarowanie, gdy rzeczywistość nie spełnia ich wyobrażeń. Miałem podobne odczucia. W głębi duszy wiedziałem jednak, jak odczarować to miejsce – wystarczyło wziąć plecak, namiot, trochę jedzenia i zejść w dół. Poczekać na inne światło, ciszę, może deszcz czy wiatr. Na promienie wschodzącego słońca. Pobyć, zsynchronizować się z miejscem, tym samym zmniejszyć swój wpływ na nie. Pouprafiać friluftsliv.

Inną doskonałą poradą, jest – nie nastawiać się na nic, cytując Raynor Winn, autorkę książki Słone Ścieżki, „Co jest fantastyczne w podróżach, na które człowiek się nie przygotowuje, nie czyta o każdym miejscu zawczasu? To że nieustannie coś może go zaskoczyć.”

Tags: